Przed kolacją... |
...i przed śniadaniem |
Nazajutrz - po późnym starcie - znów odkryliśmy, że świat jest mały. Na szlaku w stronę Pilska spotkaliśmy ekipę Klubiku Karpackiego, która w komplecie cisnęła na nartach. Wspólny odcinek naszych tras był tak krótki, że wychodząc z bacówki dziesięć minut wcześniej lub później, minęlibyśmy się. Drogi rozeszły nam się na Hali Górowej. Narciarze ruszyli na chwilę do schroniska, a my - w stronę Rysianki.
Magda, Paweł i chłopaki z Klubiku Karpackiego |
Na Hali Miziowej |
Ponieważ przechodziliśmy przez Halę Cudzichową, a w tamtejszym starym szałasie miało być opcjonalnie niedawne bigosowe bacowanie, postanowiłem go odnaleźć. To dziwne, ale przez tyle lat włóczęgi po tej okolicy jeszcze w nim nie spałem. Trochę to kosztowało czasu i wysiłku, bo trzykrotnie przemierzyłem halę po nieprzetartym. Udało się trafić do szałasu dopiero po telefonie do kolegi.
Nowy szałas stoi tuż przy szlaku |
Stary jest ukryty w lesie |
Na Rysiance kolejne niesamowite spotkanie. Do celu było już niedaleko, więc grzaliśmy się w schronisku, sącząc leniwie browara. O zmierzchu wypatrzyłem przez okno grupę ludzi, ciągnących dziwną akię z siedzącym w niej pasażerem. A w akii powinien leżeć. Po chwili dotarło do mnie, że to kajak górski. Ech, musiałem zrobić fotkę :). Na zewnątrz okazało się, że to grupa znajomych z Gliwic przyciągnęła w Prijonie kontuzjowaną solenizantkę na urodzinową imprezę w górach. Chopper okazał się wszechstronnym kajakiem górskim :).
Na Hali Rysianka |
Agata, Wojtek i reszta ekipy |
Noc już trwała, gdy ruszyliśmy na Romankę. Asia nie chciała biwakować w rezerwacie, więc zeszliśmy ze szczytu w stronę Sopotni, na Halę Majcherkową. Hala okazała się mocno zarośnięta. W ciemnościach nie było łatwo znaleźć dobre miejsce na nocleg. W efekcie rozbiliśmy się na pochyłym skrawku trawy w lesie, niwelując teren śniegiem podsypanym nad poziomą belkę. Z trudem udało się też rozpalić wieczorne ognisko. Nie dość, że wiało, to jeszcze zaczęło prać śniegiem, choć i bez tego było go sporo. Z tej perspektywy nierealne wydawały się niedawne problemy z podkładem pod deski. Śnieg padał do rana, więc już nie powtarzaliśmy "walki o ogień", tylko ruszyliśmy przez szczyt w stronę Abrahamowa. Śniadaniowe ognisko rozpaliliśmy dopiero nad Słowianką. Nie spieszyło nam się, a jeszcze na Słowiance wstąpiliśmy na piwo, w efekcie w dolinę Soły schodziliśmy po ciemku. Wracaliśmy do domu z Węgierskiej Górki.
Na Hali Pawlusiej |
Biwak na Hali Majcherkowej |
Śniadanie nad Słowianką |
Dzień zaczyna się kończyć |
Kotlina Żywiecka z Abrahamowa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz