Strona zbiera w jednym miejscu to, co dotyczy wspólnych działań, a wisi w różnych oczkach sieci.

niedziela, 30 sierpnia 2015

MTB - miało być lajtowo...

      Wybraliśmy się na rowerach w Beskid Śląski. Luźny plan zakładał start w Ustroniu, przejazd przez Czantorię i Stożek i zjazd gdzieś w dolinę Soły. Jednodniowa wycieczka, atrakcyjna, krótka trasa, minimum bagażu. Nic, tylko pomykać. I szło nam nieźle (nawet jeśli termin "pomykanie" nie pasuje do partii podejść i podjazdów). Tylko, że lato się właśnie rozkręcało. A w tym sezonie urlopowym najwyraźniej postawiło na turystyczne wypieki. Banalny odcinek z Jasnowic do Koniakowa (seria asfaltowych, niezbyt wymagających podjazdów) okazał się drogą przez piekarnik. Udar cieplny zbliżał się szybciej niż przełęcz, a moc w przegrzanych podzespołach napędowych słabła. W efekcie nie zjechaliśmy z Przełęczy Koniakowskiej, przez Szare, do Milówki, tylko ruszyliśmy spod Ochodzitej na Rupienkę i do Soli. "Luźny plan" został więc zrealizowany, choć kilka celów pośrednich przeszło "na zaś".
      Jeśli kapeć złapany na sporym gwoździu uznać za okazję do chwili odpoczynku w cieniu, to tym razem awarie sprzętu nas nie gnębiły.


Wyciąg na grzbiet między Czantoriami. W tle Skrzyczne. 

Widok na Ustroń. Tu Wisła opuszcza góry.

Czeska wieża widokowa na Czantorii

Zlepieńcowe skałki pod Kyrkawicą

Widok na dolinę Olzy

Stalowa niespodzianka już wyjęta. Bo siedziała w gumie po łeb.

Czekamy na pociąg
 Album zdjęć z wycieczki.

Film z całości:

Cały zjazd z Cieślara:


środa, 19 sierpnia 2015

Dwie wycieczki MTB w jeden weekend

      Długi weekend czerwcowy (Boże Ciało) był dla nas obojga częściowo roboczy. Ale wolne wykorzystaliśmy intensywnie. We czwartek wybraliśmy się bez obciążenia sprzętem biwakowym na przelot z Żywca do Wisły przez Pasmo Wiślańskie, zaglądając na Skrzyczne i Baranią Górę. A od soboty do poniedziałku jechaliśmy na ciężko od Bielska-Białej do Niepołomic (i Krakowa, ale to już solo). W czasie drugiej wycieczki bardzo luźno trzymaliśmy się Małego Szlaku Beskidzkiego, za Lubomirem odbijając na północ.
      Pogoda dopisała, dając przedsmak tego, co nas czeka w Rumunii, bo upał był chwilami zupełnie nieczerwcowy. Tylko sprzęt się sypał. Wprawdzie założyłem tuż przed drugim wyjazdem nowe manetki i odblokowałem wreszcie amortyzator (co nie znaczy, że chodzi teraz jak nówka), ale za to w czasie zaledwie paru dni zniszczyłem trzy haki przerzutki. Dwa złamałem, a jeden zgiąłem tak, że nie nadaje się do użytku. Pocieszam się, że w ten sposób wyczerpałem przydział pecha i przez pewien czas będzie spokój z awariami :).


Śniadanie przed podjazdem na Skrzyczne

W lokalnej przestrzeni powietrznej bujają się dziesiątki glajtów. Skrzyczne to bardzo atrakcyjna dla mikrolotników góra, a dziś lotna pogoda.

Wymarcie świerkowej monokultury to problem, ale Malinowska Skała może teraz w pełni prezentować swą urodę.

Szlak przez Pasmo Wiślańskie jest bardzo kamienisty. Jazda tutaj na aluminiowym hardtailu z zablokowanym amortyzatorem to katorga. A najgorsze, czyli zjazd z Baraniej pod Przysłop, dopiero przed nami. Ale ponoć "jak jest łatwo, to jest nudno :).

Bliskie obserwacje z wieży widokowej na Baraniej Górze 

Zjazd z Baraniej.
Pierwszy hak kaput. Odtąd za napęd Volta robić będzie grawitacja lub Dexter-holownik.

Druga wycieczka - widok na Złote Łany (bielsko-bialskie osiedle) i okolicę z podjazdu na Kopce

Nad Żarem też glajciarzom ciasno. Ale nie tak, jak masom turystów na dole.

Górny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej na Żarze

Przerwa na kawę w chatce pod Potrójną

Drugi hak kaput. Ale tym razem mam zapasowy.

Pierwszy biwak wypadł za Zembrzycami. Clou wieczoru była tym razem grillowana karkówka. Długi weekend zobowiązuje do solidarności z grillujacymi rodakami :).

Lanckorona

Na rynku w Myślenicach

Schronisko na Kudłaczach

Trzeci hak kaput.
Trzeba założyć ten zgięty i zaryzykować lekkie prostowanie. Prosty hak to w tym wypadku nie oksymoron :).

Nowe obserwatorium astronomiczne na Lubomirze

Drugi biwak - nad Rabą za Dobczycami

Niepołomice.
Dla Asi - koniec wycieczki, dla mnie - koniec etapu.

Wiadomo co - tu i dla mnie koniec wycieczki

      Powyższa relacja jest bardzo skrótowa. Pełny opis można znaleźć pod zdjęciami w albumie z wycieczek.

Oprócz zdjęć, są w sieci także trzy filmy:



A dla koneserów - cały zjazd z Chrobaczej Łąki w jednym ujęciu:




Moravica "hybrydowo"

      Tydzień po zmaganiach z grawitacją w Beskidzie Żywieckim już tylko Aśka wybrała się na rower. Ale tylko dlatego, że nie chciała popłynąć kajakiem, choć wędrówka górską doliną pozwala na przyjemną odmianę, a wolna łódka była do dyspozycji. Trudno - dolinę Moravicy od Podhradi do Branki u Opavy pokonaliśmy dwoma różnymi wehikułami. To tłumaczy tytuł wpisu. Na dodatek mój kajak to konstrukcja hybrydowa, łącząca (a nawet dzieląca ;) ) cechy kajaka górskiego i turystycznego.
      Okazją do wycieczki był wiosenny, duży upust wody na Moravicy. Kajak po poprzednim spływie miałem u chłopaków z Aqua Active, więc zabraliśmy się na Morawy z nimi, docierając wcześniej nad Odrę rzutem kołowym - pociągiem i na rowerach. Na wodę zeszliśmy we czwórkę, a Aśka jechała sama. Ale, podobnie jak kiedyś na Wiśle, spotykaliśmy się tam, gdzie nam się drogi przecinały, czyli przy mostach.
      Wody w rzece było odrobinę mniej niż można się było spodziewać. Za to z góry szło jej sporo, bo dzień był deszczowy. W kajaku to bez większego znaczenia, gorzej na rowerze.


Tabor i flota

Wodowanie pod mostem w Podhradi

Sporo ludzi na wodzie. Spływy Moravicą są bardzo popularne.

Ciekawostka, której z rzeki nie widać - zabytkowy akwedukt, prowadzący wodę z Moravicy do papierni w Zimrovicach. Za to widać z kajaka, jak ta woda wraca do rzeki.

Próg za Zimrovicami - jeden z kilku na trasie

Ciekawa konstrukcja :)

Po "spływozjeździe" wszyscy zadowoleni. Choć po Asi akurat tego nie widać.

Album zdjęć z wycieczki.

Film:



Znów pod Pilskiem...

      ...Tym razem na rowerach. Aśka pomykała na dawno ujeżdżonym rumaku, a ja oswajałem się w terenie z nową ramą. Po tym, jak padły pode mną trzy markowe, do tej podchodziłem dość nieufnie. W końcu Accent to tylko nalepka na anonimową chińszczyznę. Na dodatek do nowej ramy założyłem stary amortyzator, bo mi się nie chciało łożysk z Marina wybijać. Ten dziadzio to mocno zajechany Manitou Black, z regulacją ugięcia zablokowaną w pozycji "brak ugięcia" i trzymający się wspornika kierownicy tylko na jednej śrubie, bo na drugą ma za krótką rurę. Jadąc na takim zestawie, człek miał okazję przypomnieć sobie ducha czasów, gdy nie było amortyzacji w MTB.
     Jednodniowa wycieczka z Żywca do Rajczy była w górach powtórzeniem tegorocznych tras narciarskich, robionych solo. Nie wdrapywaliśmy się jednak na szczyt. Panowały tam jeszcze zimowo - przedwiosenne warunki. Padał słaby deszcz, grunt był rozmiękły, a miejscami leżały płaty mokrego śniegu. To jednak nie przeszkoda. Na dole też trzeba było sobie z tym radzić. Zjeżdżałem już zresztą kiedyś z Pilska na początku maja i jazda po śniegu dała sporo zabawy. Decydująca była czapa z chmury, która ograniczała widoczność do kilkunastu metrów. Wymiękliśmy jednak dość pochopnie, bo już z Cudzichowej udało nam się zobaczyć odsłoniętą kopułę szczytową, a pogoda stale się poprawiała. Nic to. Co się odwlecze, to nie uciecze.
      Po drodze zajrzeliśmy do starej bacówki na Cudzichowej na krótką inspekcję stanu, do schroniska na Lipowskiej na obiad i do chaty na Zagroniu na kawę. No i do spożywczaka w Rajczy po piwo.
      Rama dostała w kość, zwłaszcza, że nieczynny amorek jej życia nie ułatwiał i nie wymiękła. Może trochę pode mną wytrzyma? W końcu to nie zestaw delikatnych, cieniowanych rurek, tylko toporny kawał duralu.  


Nowy most w Żywcu w ostatniej fazie budowy

Na Miziowej

Bicykl ugrzązł jak łyżeczka w budyniu.
Ech, jazda w takiej brei to średnia przyjemność.

Stara bacówka na Cudzichowej

Nowa bacówka na Cudzichowej

Widok z Rysianki na Małą Fatrę 

Pilsko, a za nim Babia Góra

Eskapebolska chata na Zagroniu, nad doliną Nickuliny

Byczymy się nad Sołą, czekając na pociąg

Album zdjęć z wycieczki.

      Film ze zjazdu przez Halę Redykalną - uzupełnienie do ujęcia ze ślizgania się na nartach od płata do płata. W tym samym miejscu, ale miesiąc wcześniej.

"Zjazd" narciarski:



Zjazd rowerowy:



Trzy zamki, czyli jurajska majówka

      Na długi weekend wybraliśmy się w Pasmo Smoleńsko - Niegowonickie. Zgodnie z przewidywaniami, na trasie nie było tłumów. Jeśli nie liczyć "kolektorów turystycznych" w miejscach lokalnych atrakcji. Ale dla nas to były tylko punkty na trasie, więc niezbyt uciążliwe. Strach pomyśleć, co działo się wtedy w Dolinie Prądnika :).
      Wystartowaliśmy z Zabierzowa. Radość z pierwszej jazdy z nowymi hamulcami (chodzą jak brzytwy) szybko padła, gdy przy dopompowaniu tylnego koła okazało się, że poprzedni hampel wykończył ramę. Delikatna rura (cieniowana stalówka Cro-Mo Columbus Thron) nie wytrzymała naprężeń i Marin musi pojść w odstawkę. Dobrze, że wytrzymał do końca wycieczki.

Dziw, że nie zauważyłem tego pęknięcia podczas montażu zacisku hamulca

Przed nami Pasmo Smoleńsko - Niegowonickie

      Pierwszy zamek minęliśmy przypadkiem. Pomerdałem drogę w Olkuszu i w efekcie dotarliśmy nad Białą Przemszę przez Rabsztyn. Biwakowaliśmy w znanym z jednego z wcześniejszych wypadów miejscu, na skraju Pustyni Błędowskiej. Mimo że dotarliśmy tam w nocy, miejsce rozbicia tropiku tak pokryło się z poprzednim, że niemal pasowały kołki odciągów, tkwiące jeszcze w ziemi.


Ruiny zamku w Rabsztynie.
Kiedyś to był dziki, zaniedbany obiekt. Teraz doprowadzono go do stanu zabezpieczonej ruiny, rekonstruując przy tym niektóre fragmenty.

      Nazajutrz ruszyliśmy na Dąbrówkę. To wzgórze na skraju pustyni, służące kilku armiom za punkt dowodzenia ćwiczeniami. W czasie wojny szkolili się tu żołnierze afrykańskiego korpusu Wehrmachtu. Najwidoczniej coś z tych szkoleń w ziemi zostało, albo obowiązuje charakterystyczne ostatnio "dmuchanie na zimne", bo najbardziej pustynny kawałek pustyni poniżej wzgórza jest ogrodzony, a tablice ostrzegają przed możliwością niechcianej rozrywki na niewybuchu. Za to grafficiarska inicjatywa nadała temu miejscu afrykański klimat, dzięki egzotycznemu malowaniu betonowego cokołu masztu radiowego. Nie mogło być jednak całkiem egzotycznie. "Swojski" akcent do tego graffiti wprowadził krótce jakiś burak-kibol, wyrażając sprejem niechęć do "Gieksy".


Biwak za Kluczami

Pustynny mikrokosmos

Ograniczanie przestrzeni

Etnobeton
       Z Dąbrówki ruszyliśmy w stronę zamku w Smoleniu, przemierzając Dolinę Wodącej i zaglądając na Biśnik. Zamek rozkwita, choć też pozostanie na etapie zabezpieczonej ruiny. Oprócz częściowej rekonstrukcji murów, budowla została wyposażona w drewniane schody i galerie, pozwalające turystom spenetrować spory jej kawał. Co ciekawe, nikt za to nie bierze kasy. I oby tak zostało:).
      Jadąc do Zawiercia, minęliśmy jeszcze plan filmowy Zemsty Wajdy, czyli zamek w Podzamczu koło Ogrodzieńca. Ale kłębiący się tam tłum skutecznie zniechęcił do dłuższej, krajoznawczej przerwy w podróży.


Zegarowe Skały nad Doliną Wodącej

Zamek w Smoleniu

Zamek w Podzamczu

Album zdjęć z wycieczki.