Kwietniowe wejście na Diablak było wyjątkowo proste, bo gdy zaszło słońce, wyszedł księżyc w pełni, a pogoda nie miała akurat upierdliwych kaprysów. Nie cisnęliśmy jednak do oporu, zatrzymując się po drodze na krótki nocleg. Poprzednio wypadł nam na Krowiarkach, a tym razem nieco wyżej, bo na Sokolicy. Za dach nad głową znów posłużył lekki flecktarn. Jak zwykle w pogodny weekend, na szczyt ciągnęli entuzjaści czerwonej kuli nad horyzontem, więc sen rozmienił się na drobne.
Na Diablak, oprócz wschodusłońcapodziwiaczy, zajrzal też "dogtrekker" z husky i dwa bezpańskie owczarki. W efekcie spotkania jednych z drugimi, doszło do krótkiej kynomachii, zakończonej pacyfikacją napastników.
Spędziliśmy na czubku trochę czasu, bo wymyśliłem sobie film poklatkowy z użyciem mechanicznego minutnika kuchennego. Wyszedł tak sobie. Jedyny ruch w obrazie (oprócz zbyt szybkiego ruchu ludzi), to ruch kamery i dwóch krótkich kresek pary za lecącymi odrzutowcami. Trzydziestokrotne przyspieszenie to trochę za mało, by pokazać ruch słońca lub leniwie rozwiewanego przez wiatr krzyża z dwóch cirrus aviaticus.
W towarzystwie psiarza z husky (jak się okazało, kolegi Aśki) doszliśmy na Bronę. A dalej nogi niosły przez Cyl na Jałowiecką. Po pikniku przy ognisku, z piwkiem i pieczoną kiełbasą, zeszlismy do Czatoży, gdzie złapaliśmy już nabity ludźmi busik, co miał dopiero za dłuższą chwilę ruszyć z Lajkonika. Bus zgodnie z planem zajechał na przystanek początkowy, choć miejsca w nim było tyle, na ile dało się skompresować pasażerów, czyli nas i liczną wycieczkę krakowskich studentów.
Podróż zleciała szybko i już późnym popołudniem dotarliśmy do Gliwic.
Start jeszcze w dziennym świetle |
Lulu w świetle Luny |
Wschód słońca na Diablaku |
Patent do dynamizowania filmu poklatkowego... |
...i efekt jego pracy:
W drodze na Bronę |
Na Cylu |
Widok na masyw Babiej Góry spod Przełęczy Jałowieckiej... |
...i z Czatoży |
Wracamy |
Album zdjęć z wycieczki jest tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz