Weekendowy koniec tej wędrówki wypadł w Masywie Śnieżnika. Dotarłem tam od Bystrzycy Kłodzkiej na rowerze i dalej wspólnie zmagaliśmy się ze śniegiem. Na szczęście wiosna się tak nie obijała i zdążyła go już sporo wysłać do Bałtyku, Morza Czarnego i Morza Północnego. Bo Masyw Śnieżnika, a konkretnie pipant zwany Trójmorskim Wierchem, jest zwornikiem trzech europejskich działów wodnych.
Sobotni poranek na biwaku za Rykowiskiem |
W drodze na szczyt |
Ta dziwna rzeźba jest ponoć pamiątką pleneru rzeźbiarskiego, jaki odbył się w śnieżnickim schronisku. Tym po morawskiej stronie góry. Niestety, po schronisku zostały tylko resztki piwnic. |
Źródło Moravy |
Na szczycie kolejna kupa gruzu. Tyle zostało po wieży widokowej. |
Schronisko po polskiej stronie. Śniegu było na tyle mało, że udało się bez problemu tu zjechać. |
Ale nie wszędzie się dało jeździć |
Śnieżnik zostaje w tyle |
Kościół św. Floriana w Szklarni |
Biwak nad Międzylesiem. Na niedzielę został nam tylko powrót. |
Więcej zdjęć (z komentarzami) jest tutaj.
W czasie wycieczki miałem okazję wypróbować nową kamerkę (CamOne Infinity). Próba wypadła średnio pomyślnie. Ta zabawka ma gorsze parametry, choć taki sam przetwornik obrazu jak poprzednia (Kodak Playsport Zx3). Filmowanie w słabym świetle to strata czasu i miejsca na karcie. Ale jest tu za to kilka bajerów, jakich w Kodaku brakowało. Na przykład automacik do sklejania filmu poklatkowego.
Niestety, zdążyłem przy debiucie zmielić tę maszynkę w napędzie. Pozbierałem kawałki z trasy i poskładałem do kupy. Na szczęście nic nie pękło, ale odtąd na obrazie kręconym w obudowie podwodnej jest smuga i plama - efekt porysowania szkła przed obiektywem przez szprychy.
Film z wycieczki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz